Pamiętam, gdy już byliśmy na miejscu Francesco, którego wtedy poznałam, zapytał mnie dlaczego jedziemy tyle kilometrów samochodem, skoro są bezpośrednie loty z Krakowa do Pescary. Nie mógł zrozumieć dlaczego z własnej woli decydujemy się na tak długą i męczącą podróż z dwójką dzieci w fotelikach, skoro moglibyśmy być w Pescarze w 2 godziny.
W dzień naszego przyjazdu Karolka zagorączkowała. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Osłabiona po podróży (wsiadanie, wysiadanie, przeciągi, klimatyzacja) nie obroniła się przed infekcją. Przyszedł brodaty, sędziwy pan doktor, który łamanym angielskim prześmiesznie tłumaczył nam co to jest angina, jakbyśmy przyjechali do Włoch z buszu😊 Ciekawe było to wydarzenie z perspektywy podróżniczej, móc zobaczyć jak leczy się w innym kraju, jakich lekarskich sloganów używają lekarze i jakie mają metody. Ten lekarz dał antybiotyk i probiotyk i powiedział: niech dużo pije i je chleb z oliwą. A Mała miała tylko jedno pytanie: kiedy będzie mogła jeść lody😊
Mimo wszystko nie zamieniłabym dwudniowej podróży autem na krótki lot. Mam sporo argumentów i nie zawaham się ich użyć😊 Otóż po pierwsze dlatego, że samochód daje niezależność. Jak tylko mamy na coś ochotę możemy to od razu spełnić. To my decydujemy gdzie się zatrzymać, na jak długo, kiedy jechać dalej, czy odbić z trasy. To my piszemy plan swojej podróży a na miejscu nie musimy nikogo prosić o podwózkę. Po drugie.. uwielbiam drogę. Uwielbiam czuć perspektywę drogi przed sobą – to daje poczucie cudownej wolności, przynależności do świata i rozbudza ciekawość odkrywcy. Nie tylko moją ciekawość. Mimo, że wielogodzinną jazdę z małymi dziećmi powszechnie uważa się za męczarnie, według mnie to tylko kwestia dobrej organizacji drogi i przystanków. Oczywiście, że to jest męczące, ale korzyści w postaci pobudzonej ciekawości małego człowieka i możliwość poznania nowego skrawka świata w bezpośrednim odbiorze… bezcenne! Każdy kraj jest trochę inny, w każdym kraju inaczej radio gra i ludzie mówią dziwnymi językami. Swoją drogą to całkiem odrębny argument: o ileż więcej jest sytuacji, w których trzeba się porozumieć w języku obcym podróżując samochodem. W naturalny sposób można zaszczepić w dziecku chęć poznawania innego języka, skoro widzi jakie to jest przydatne i ciekawe. O wiele więcej jest sytuacji, w których można poznać innych ludzi, poobserwować ich zachowania i świat. Dostrzec różnice i je zaakceptować. Jeszcze jedno: wracając nie ogranicza nas walizka. Mamy bagażnik! Do samolotu nie można zabrać oliwy 😉 (tzn. można 100 ml; a do bagażu rejestrowanego nie więcej niż 1 litr – taką dzisiaj politykę ma Ryanair)
Na koniec zostawiłam nasz główny argument. Tak pięknie się składa, że jadąc do Włoch (my do środkowej części, do Abruzji) mniej więcej w połowie drogi są Alpy. Zatrzymujemy się w górach, tam spędzamy nie tylko noc, ale dajemy sobie cały jeden dzień na odpoczynek od auta i przede wszystkim na górski spacer. Dalej jedziemy uskrzydleni…